pink panther pink panther
5065
BLOG

Pan Ribbentrop u pana Mołotowa , cień szubienicy i „czy umierać za Dantzig”?

pink panther pink panther Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 137

Jakoś tak zupełnie bez echa w czujnych mediach minęła kolejna rocznica historycznej wizyty pana Ribbentropa, szefa MSZ III Rzeszy Niemieckiej r. u pana Mołotowa w Moskwie.

Jednakże dla uczczenia rocznicy 1 września 1939 r. tradycyjnie wyciągane są  „te słynne polskie błędy, które doprowadziły do IIWW”.

W tym roku jest to  np. przytoczenie przez Polskie Radio złotej myśli pana Sergio Romano, byłego ambasadora Włoch w Rosji, iż  to „polski rząd był odpowiedzialny za pakt Ribbentrop – Mołotow” i że :”… prawdopodobnie nie byłoby paktu Ribbentrop-Mołotow i pewnie też II wojny światowej, gdyby Polacy tak silnie nie wierzyli w we własną zdolność przeciwstawienia się wojsku niemieckiemu".  Pan ambasador Romano twierdzi też, że: „’…decyzja Sowietów o wejściu do Polski była "zrozumiała" .Skoro Polska, zgodnie z intencją Niemiec, miała zniknąć, dlaczego Rosja nie miałaby ograniczyć niemieckiej ekspansji, biorąc sobie część tego kraju?...” pyta DZISIAJ polityk włoski  pan Romano.  No właśnie, „dlaczego”.

W końcu pan ambasador reprezentował w Moskwie państwo, które włączyło się nie tylko w niemiecką napaść na Francję w 1940 r. ale dało Wehrmachtowi do pomocy   całą 8 Armię włoską  – w ramach „Operacji Barbarossa” . Aby wytracić kilkadziesiąt tysięcy włoskiego sołdata pod Stalingradem a resztę niewoli sowieckiej.  Czyli „nie wyszło” ale Włosi „szli w dobrym kierunku” w przeciwieństwie do Polaków.


Ale wróćmy do historycznego spotkania, które miało ostatecznie zatopić Europę we krwi i zakończyć jej panowanie nad światem.  
 

Oto na słynnym zdjęciu  widzimy  moment podpisania paktu mającego ostatecznie zlikwidować skutki  umów wersalskich i zakończyć ledwie rozpoczęty żywot niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej i paru innych państw Europy Środkowej.  Obecni  tam ludzie wydają się niezmiernie zadowoleni, niektórzy wręcz, jak pan generał Borys Szaposznikow, niewyobrażalnie szczęśliwi.

Obie „wysokie umawiające się strony” będące klasycznymi drapieżnikami, spodziewały się, że „dobry fart będzie trwał zawsze” i że „jest świetnie a będzie jeszcze lepiej”. Mówiąc w skrócie: dzisiaj Polska a jutro cały świat.


Nic dokładniej nie obrazuje omylności nędznej istoty ludzkiej niż jej  plany – i wiedza o tym, co się z tymi planami stało.

Z osób obecnych w pokoju – naprawdę długo miał żyć jedynie pan Mołotow –Skriabin, choć niekoniecznie szczęśliwie. Reszta uczestników tej „uczty wilków” – miała żyć  znacznie krócej a najbliżej lata miały zaskoczyć ich wszystkich.

A więc po kolei. Najbardziej szczęśliwi na tym historycznym zdjęciu wydają się być panowie Ribbentrop i  generał Szaposznikow.  To było apogeum ich karier, ich szefowie byli z nich zadowoleni  a to oznaczało, że ich kariery poszybują na lata bardzo wysoko.

Pan Ribbentrop, od roku 1925 „von Ribbentrop” – miał wielkie powody do zadowolenia, bo wchodził w życie w trudnych warunkach. Jego ojciec, wcale nie „von”  był  przed I wojną zawodowym oficerem, który ubzdurał sobie, że rozgłaszanie pogłosek o tym, iż kajzer Wiluś jest homoseksualistą, jest zajęciem bezpiecznym. Nie było. Został wypędzony z armii w niezwykle upokarzających okolicznościach: pozbawiony dystynkcji, ze złamaną publicznie szablą – na oczach całego wojska.  Był rok 1908. Po tej hańbie wyjechał do Szwajcarii i zajął się handlem, co było towarzyskim upadkiem.  W tym nieszczęściu był jednak jeden plus: mały Joachim miał talent do języków i ojciec wysłał do Anglii na „dokształt” a do Kanady na rozpoczęcie kariery. Na przykład w banku i imporcie niemieckiego wina.

 Ribbentrop miał więc gigantyczne parcie na karierę aby zmazać klęskę ojca a także  wiele zalet jak na kandydata na dyplomatę – w otoczeniu Hitlera.

Wstąpił do SS,  podobnie jak jego najstarszy syn Rudolf i od 1933  roku dotarł na szczyt w 1939 r. Doprowadził do podpisania historycznego dokumentu, który miał stać się początkiem 1000-letniej Rzeszy.
Tego nigdy nie wolno zapominać. Był rok 1939 a Hitler, Ribbentrop i jego syn z SS oraz kilkadziesiąt milionów Niemców – uważało tego dnia, iż uczyniło jedyny słuszny krok w kierunku „tysiąca lat panowania nad światem”.

Jak wiadomo, życie nie jest sprawiedliwe  i Joachim za 7 lat – zawisł na sznurze szubienicznym a syn z SS ,wielokrotnie ranny, musiał wrócić do handlu winem, co i tak było bardzo szczęśliwym zakończeniem tej „1000-letniej  przygody”.

Drugi „najszczęśliwszy człowiek w pokoju” – pan generał Borys Szaposznikow – był dowodem na to, że bolszewicy a Stalin w szczególności – nigdy  nie zapomnieli potwornego  upokorzenia w 1920 r. i że tak czy inaczej dążyliby do zniszczenia Polski. Nie wcześniej to później.  Niemcy im to tylko ułatwili.

Kim był pan Boris Szaposznikow? Był jednym z najzdolniejszych oficerów carskiej Rosji (ur. 1882 r.) , W latach 1901 – 1903 studiował w Alieksiejewskiej Szkole Wojennej, którą ukończył z jedną z najwyższych not i został skierowany w roku 1907 do Akademii Sztabu Generalnego, którą ukończył w 1910 aby rozpocząć karierę jako starszy adiutant sztabu w 14 kawaleryjskim pułku stacjonującym, uwaga, uwaga – w Częstochowie.  

I kręcił się tu po okolicy aż do wojny, którą odbywał głównie na froncie zachodnim czyli „u nas”.  Między innymi w 1915 r. w 12 –tej armii. Którą warto zapamiętać.

 W roku 1917 tuż przed wybuchem rewolucji dosłużył się stopnia pułkownika i  został  mianowany dowódcą  16-go Pułku Grenadierów Mingrelskich.  Ma wtedy  35 lat i wszystko zawdzięcza carowi.

Co mu nie przeszkadzało jak się wydaje, kombinować na boku „z rewolucjonistami”, bowiem kiedy zaczęły się w wojsku bunty, to zrewoltowani żołnierze nie dość, że go nie zamordowali, jak tysięcy jego  kolegów oficerów – ale wybrali go w listopadzie 1917 r. na „komandira Kaukazkiej Dywizji Grenadierów”. A potem już poszło łatwo. 
 

Po krótkiej przerwie „wstąpił „ 22 maja do tworzonej właśnie Armii Czerwonej. I błyskawicznie wspinał się na szczyty, głównie w sztabach i planowaniu kampanii. To on zaplanował rozgromienie wojsk Denikina. Po serii awansów otrzymał przydział w Sztabie Polowym Rewwojensowieta tzw. Republiki Ukrainy. Czerwonej Ukrainy. W ruskiej wiki jest wymieniany jako:  jeden z AUTORÓW PLANÓW KAMPANII 1920 r.!!!! A konkretnie siedział w sztabie tzw.  Frontu Południowo-Zachodniego/Zachodniego , w skład którego wchodziły: I Armia Konna Budionnego, 14 Armia i 12 Armia.

 To tam,  gdzie szlifował umiejętności wojenne rewolucjonista zawodowy Josif Dżugaszwili ksywa Stalin wówczas „główny politruk” tego „Frontu”.

 

Kręciła się tam w tej 12-tej Armii  od roku 1918  jeszcze jedna ciekawa postać: była robotnica fabryki papierosów i kasjerka w aptece  - Perla Karpowska  ksywa Paulina Żemczużyna, „instruktor polityczny rewolucyjny 12 Armii”. Po klęsce na „wojnie polskiej” – wylądowała w 1921 r. po krótkich występach w „Gorkomie Zaporoskim” – jako „instruktor Rogożskowo – Simowskiego Rajkomu” w Moskwie.

Aby w 1922 r. poznać i wyjść za mąż za Wiaczesława  Mołotowa .  „Tego” Mołotowa.  Zawodowego rewolucjonisty z od 1912 był sekretarza gazety „Prawdy”, od 1917 znajomego Lenina i Krupskiej    a niedługo potem – skromnego  Stalina..

No więc bystra towarzyszka Żemczużyna znakomicie wyszła za mąż.

 

 I  „została wielką przyjaciółką”  młodej  Nadieżdy Alilujewej, od roku 1918 – drugiej żony Józefa Stalina.  Co może być lepszego, niż kiedy małżonka zaprzyjaźni się z żoną szefa. Z tym, że żona szefa popełniła samobójstwo w 1932 r.

I tak  się to wszystko ciekawie układało:  w jednym pokoju siedzieli  „ze strony radzieckiej” – trzej ludzie mniej czy bardziej związani z 12 Armią i jej klęską  w wojnie z Polakami w roku 1920: Józef Stalin – „Haziajn CCCP”, Boris Szaposznikow – zastępca ministra obrony i szef sztabu RKKA (Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej) i Komisarz ds. Zagranicznych Mołotow, mąż politruczki z 12 Armii.

I ci trzej panowie a już Stalin w szczególności przez 20 lat ciężko pracowali, aby skutki tej swojej „wpadki pod Lwowem”  roku 1920 -odkręcić. „Na kierunku wewnętrznym” po prostu likwidowali „świadków”:

Trzej  dowódcy 12 Armii z okresu czerwiec -sierpień 1920 r. czyli oblężenia Lwowa i planowanej operacji na kierunek San, Wisła :  10 września 1919-10 czerwca 1920 – Siergiej Mieżeninow, kapitan Lejb-gwardii  w armii carskiej,  10 czerwca -20 sierpnia 1920 -Gaspar Woskanow, pułkownik armii carskiej z 1919 r.  20 sierpnia -29 października 1920 r. – Nikołaj Kuźmin- zostali w 1937 r. zaaresztowani i rozstrzelani w 1937 r dwaj pierwsi a w 1938 r. – trzeci. Odpryskowo poległ też  „literat Armii Konnej” – Izaak Babel, bo mu się zachciało napisać literackie wspominki z „kampanii polskiej”  pt. Armia Konna. Aresztowany w 1937 – rozstrzelany w 1940.

 

A na kierunku „zewnętrznym” podjęli dyskretną współpracę z Niemcami na wszystkich płaszczyznach ze szczególnym uwzględnieniem wojskowej i gospodarczej.  Był oczywiście pakt w Rapallo ale współpraca z Niemcami miała też „wymiar osobisty”.

 

 I tak na przykład  brat  żony Stalina Paweł Alilujew , naukowiec, uczestnik wyprawy polarnej –w latach 1929-1932 pracował w Niemczech przy odbiorze technicznym (kontroli jakości)  - samolotów i silników zakupionych na podstawie TAJNYCH kontraktów Niemiec  i  ZSRR.  

Inny szwagier, znacznie bliższy sercu bo brat pierwszej żony Katarzyny Swanidze (zm. 1908 r.), Aleksander Swanidze , dobrze wykształcony   bolszewik już w 1924 r. był  przedstawicielem handlowym CCCP w Niemczech i siedział tam do 1935 r. czyli 11 lat a kiedy wrócił to od razu do Wniesztorgbanka czyli Banku obsługującego transakcje zagraniczne CCCP.

Obaj szwagrowie mieli słabe szczęście: pierwszy zmarł na zawał serca w 1938 r. podobno z powodu ujęcia się za jakimiś „represjonowanymi”  a drugi  chyba jeszcze gorzej, bo został aresztowany w 1937 r. z oskarżenia o szpiegostwo na rzecz  Niemiec  a następnie rozstrzelany przez NKWD tuż po napaści Niemiec w 1941 r.

A generał minister Paweł Szaposznikow w dniu 23 sierpnia 1939 r. już dawno miał  opracowane plany ataku na Polskę i uzgodnione „koordynaty”   z „towarzyszami broni z Wehrmachtu” a ten cały „Pakt” to była tylko formalność.

Można było sobie nań pozwolić, bo Front Ludowy obejmujący socjalistów, komunistów (wraz z sowiecką agenturą)  i innych pacyfistów paru krajów Europy a głównie Francji, piórem  ich przedstawiciela , byłego ministra lotnictwa Francji pana Marcela Deata, dziennikarza i autora felietonów w dzienniku L'Œuvre z dnia 4 maja 1939 r. wyraził, co następuje: „Walczyć wspólnie z naszymi polskimi przyjaciółmi (serio!) o nasze wspólne terytoria, nasze dobra, nasze wolności  to jest perspektywa, którą można ODWAŻNIE rozważyć , jeśli pozwoliłoby to podtrzymać pokój. ALE UMIERAĆ   ZA DANTZIG. NON!..”. 

Front Ludowy „dał głos”  po tym, jak  III Rzesza  – w dniu 15 marca 1939 r. dokonała inwazji zbrojnej i aneksji reszty Czechosłowacji, po tym jak ta pod naciskiem i w ufności do niezmierzonej mądrości  aliantów – wyraziła zgodę we wrześniu 1938 r. na aneksję Sudetów. Czyli II Rzeczpospolita od marca 1939 r. była okrążona przez Wehrmacht – od południa.

A pan Deat oskarżał gwałtownie władze francuskie o „wojowniczość” i wysługiwanie się „kapitalizmowi brytyjskiemu” ,który miał wysługiwać się Francją w obronie swoich kolonii i interesów gospodarczych.

Za to po napaści  Niemiec na Francję pacyfista Deat zaczął w tejże gazecie L'Œuvre  wysławiać współpracę Lavala z Niemcami. Za to Petaina nienawidził.  Marszałek był dla niego za konserwatywny a Deat przedstawiał się za „jakobina narodowego”. I „w ramach rezistance” założył sobie pod tą okupacją niemiecką – partię aby 16 marca 1944 r. – wejść do kolaboracyjnego rządu Lavala  i powiewać chusteczką na peronie, kiedy ochotnicy francuscy z 33 Dywizji Grenadierów  SS Charlemagne – wsiadali do pociągów aby udać się na Wschód.
 

W  jakim celu?  Ażeby w ślad za innymi francuskimi ochotnikami przy Wehrmachcie (od 1941 r.  m.in. w na Białorusi) m.in. BRONIĆ DANTZIG!!!!!  Około 7,3 tysięcy francuskich SS – manów z  dywizji SS Charlemagne  brało udział  w trakcie wycofywania się Wehrmachtu w walkach na Pomorzu (Karlino, Kołobrzeg, Gdańsk) , następnie pod Belgradem a w końcu w samym Berlinie bronili Hitlera. Polski – nie chcieli. A też była „antykomunistyczna”.

 

Czy tego dnia to jest 23 sierpnia 1939 r. szczęśliwy i spełniony był  Josef Stalin?  Jak już napisaliśmy, większość rodziny ze strony obu żon – albo siedziała w ciupie albo już została zamordowana przez NKWD.

Co do przyszłości, to jego pierworodny syn Jakow Swanidze-Dżugaszwili miał zginąć z rąk kolegów syna pana Ribbentropa – 14 kwietnia 1943 r. w Saksenhausen. A jego żona miała być zaaresztowana natychmiast po jego poddaniu się do niewoli i zamknieta w gułagu na 2 lata.  Drugi syn miał umrzeć przedwcześnie jako alkoholik a córka uciekła do najstraszniejszego kraju świata – USA aby tam klepać  biedę.   

Pan generał minister Szaposznikow miał umrzeć nagle w 1945 r.


Najszczęśliwszy z uczestników tego  naładowanego nadziejami spotkania 23 sierpnia 1939 r. – pan Mołotow Skriabin  miał cieszyć się niezmąconym szczęściem do roku 1946 , kiedy to jako komisarz ds. zagranicznych zabrał swą małżonkę, Paulinę Żemczużynę na oficjalne spotkanie z ambasadorami .

No i pani minister przemysłu rybnego CCCP zagadała się z panią ambasador Izraela Goldą Meir – w języku jidish. I to wystarczyło.

Żemczużyna na drugi dzień  już nie była  „ministrem przemysłu rybnego” i została wsadzona do ciupy, ale wtedy towarzysz Stalin był już łagodny jak baranek i skończyło się na gułagu, z którego została wypuszczona na drugi dzień po jego śmierci.

Co prawda towarzysz Mołotow miał przez to „utracić większość wpływów”,  ale biorąc pod uwagę, czym się rok 1946 skończył Ribbentropa , to można powiedzieć, że wykręcił się sianem.

A obecnie obie zaprzyjaźnione strony czyli Niemcy i Rosja od 2008 piszą wspólny podręcznik historii. I byłby on idealny, gdyby nie  totalny brak możliwości uzgodnienia wspólnego stanowiska w sprawie Paktu Ribbentrop – Mołotow i jego skutków dla Polski.
Mogliby co prawda spytać o te „skutki” Polaków – ale to nie wchodzi w rachubę. Przecież ta wojna „była przez nas”.   Nawet  towarzysz Marcel Deat z francuskiego Frontu Ludowego to podkreślał: że gdyby tylko Polacy oddali ten „Dantzig”, to przecież „pan Hitler byłby zaspokojony i pokój byłby uratowany, nespa”.


PS. Z jakichś nieznanych powodów pan Deat w 1944 znalazł się na liście gończym Wolnych Francuzów i zwiał do Turynu, gdzie z bliżej nieznanych powodów „zapadł na zdrowiu”  ale dożył do lat 60-tych. A ta kara śmierci  nie została wykonana i jeszcze zdołał napisać jakieś pamiętniki. A już ten przebrzydły katolik, co pojechał obejrzeć Groby Katyńskie, Brasilliach – dostał wyrok,  mimo dziesiątek listów z prośbą o ułaskawienie – wyrok został wykonany w trybie ekspresowym. A taki dowódca 33 Dywizji Grenadierów SS Charlemagne – po prostu rozpłynął się w powietrzu. Stawiam na nowy komplet kwitów i Indochiny.

http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1426850,Wloski-historyk-uwaza-ze-Polska-jest-odpowiedzialna-za-pakt-RibbentropMolotow

https://fr.wikipedia.org/wiki/33e_Waffen-Grenadier-Division_de_la_SS_Charlemagne_%28franz%C3%B6sische_Nr._1%29

 

Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura