pink panther pink panther
10866
BLOG

Oscar, ZDF, Lanzmann, córka Ochaba, tył Simone de Beauvoir i źli Polacy.

pink panther pink panther Kultura Obserwuj notkę 109

Znowu nadchodzi wiosna i znowu szykuje się Oscar dla filmu o złych Polakach. Sfinansowany  przez niemiecką wytwórni ę państwową ZDF. W tych dobrych niedawnych czasach, kiedy wszyscy wierzyli, że jak coś jest niemieckie i państwowe, to musowo głosi prawdę.  No ale po Sylwestrze w Kolonii  nawet najwięksi germanofile musieli stracić trochę swojej dziecięcej wiary.

Z tym, że pieniądze są niemieckie i duńskie, ale rynek  będzie głównie amerykański czy anglosaski: dystrybucją zajmie się HBO i tzw. amerykańskie środowiska żydowskie umieszczą go w tzw. kanonie edukacyjnym. Oscar bardzo się przyda .
 

Chodzi o dokumentalny film w reżyserii kanadyjskiego dziennikarza niejakiego Adama Benzine’a , pt. „Claude Lanzmann: Spectres of the Shoah”, wyprodukowany za pieniądze niemieckie (ZDF) i duńskie (państwowa wytwórnia  Danmarks Radio) w 2015 r. i właśnie nominowany do Oscara 2016 w kategorii filmów dokumentalnych  średniometrażowych, w którym Claude Lanzmann lat 89 przez 40 minut opowiada, jak kręcił dzieło swojego życia czyli serial dokumentalny „Shoah” ale też o sobie i swoim życiu.

W Europie w ostatnich latach gwiazda Lanzmanna mocno zbladła, czyta się coraz więcej krytyki pod adresem jego samego i tego jego „dzieła życia”. Gwiazda zaczęła blednąć zwłaszcza po  wydaniu przez prestiżowego Gallimarde’a  jego  autobiografii pt. Le Lièvre de Patagonie (Zając z Patagonii) w 2009 r.

 Książka sprzedawała się bardzo dobrze we Francji (140 tys),  to jak się okazuje , głównie z powodu  jego niesamowitego ekshibicjonizmu w opisywaniu prywatnego a nawet intymnego życia swojego i swoich bliskich. Poczynając od matki, która miała odejść od męża i trojga dzieci do bogatego Żyda z Jugosławii, Monny de Bully, mało znanego poety surrealistycznego ale za to komunisty i znajomego Andre Bretona „z powodu  jakoby jego  zachowań erotycznych, których nie akceptowała”, a kończąc na opisie swojej erotycznej sielanki z samą Simone de Beauvoir  (jej książka „Le Deuxieme Sexe” z 1949 r. w pierwszym tygodniu w 22 tysiącach egzemplarzy) w latach 1952-1959  i erotycznych przygodach  swojej siostry aktorki  Évelyne  Rey  z Jean-Paulem Sartre i  młodym lewicowym filozofem Gilles’em Deleuze, co miało się zakończyć jej samobójstwem w roku 1966 w wieku lat 38.  Oczywiście jedna trzecia tej książki to opis „jak kręciłem Shoah”, z powtarzającym się historiami o „filmowaniu SS-manów ukrytą kamerą” i historiami o „polskich katolikach pokazujących przy torach kolejowych do Treblinki słynny gest  ręki podcinającej szyję”.

Tzw.określonym kołom politycznym ta książka całkiem odpowiadała, czego dowodem jej wydanie polsku w Wydawnictwie „Czarne”, ale już krytycy z wyższej półki  zaczęli wręcz z Lanzmanna szydzić a w każdym razie zaczęli okazywać  „mniejszy szacunek”.
 

 Zaczęło się od „rocznicowego incydentu prasowego” opisanego w brytyjskim The Independent z  9 stycznia 2008 r. przez Johna Lichfielda . Oto na stulecie urodzin „skandalistki” Simone de Beauvoir, poważne czasopismo informacyjne Le Nouvel Observateur zamieściło na okładce zdjęcie
cesarzowej feministek”,  zrobione w 1952 r. za jej pełną zgodą a pokazujące ją , jak stoi przed lustrem ubrana głównie w pantofle.  Czyli tzw. „Simonkę sote” ale „od tyłu”. Paryż został zaatakowany z wszystkich kiosków gołym tyłem Simone de Bauvoir  i zrobiła się straszna chryja. Feministki zawyły, oskarżając gazetę oczywiście o „seksizm”, że niby „nikomu nie przyszło do głowy pokazać zdjęcia gołego Sartre’a”.  Smutne realia są takie, że Sartre nawet ubrany, z tym swoim potężnym zezem i wzrostem 1,55 m i obwodem w biodrach niewiele mniejszym – zapewne takiego zdjęcia nie dał sobie zrobić.

Natomiast Simonka lat 45 (dojrzałe, sądząc   z dołu pleców  45 lat), dała sobie takie zdjęcie zrobić a że był to rok 1952, to niewykluczone, że szczęśliwym fotografem był nowy „nie-mąż” czyli Claude Lanzmann. I zdjęcie pokazywało kokieteryjne zdjęcie nagiej  starzejącą się kobiety, która pokazuje „koleżankom” że nadal „jest w obiegu”.  Dzisiaj widzimy przede wszystkim  zwykłą, nieapetyczną mieszczkę, która ma świadomość, że „na rynku młodych aspirujących poetów i pisarzy wygrywa z setkami młodych Bardotek”.  Wtedy to zdjęcie miało emocjonalną wartość prywatną dla kogoś. Może dla niej, może dla tego mężczyzny, który to zdjęcie zrobił.

W roku 2008  to smutne obleśne zdjęcie mogło uderzyć w Claude Lanzmanna, który w swoich pamiętnikach  ciągle powraca do faktu, że „tylko on żył z Simone tak jak mąż”.
Biedak nie wiedział, że wszystkie listy, które de Beauvoir pisała do niego, najpierw czytał Sartre, który kontrolował sytuację i „akceptował” wszystkich jej kochanków. A to był cały jego „kapitał” towarzyski w Paryżu przez długie lata.

Na tle tej „wiecznej miłości” doszło do skandalu w trakcie obiadu na zakończenie jakiejś konferencji feministycznej urządzonej w Paryżu , kiedy to Lanzmann w obecności swojej ślubnej żony, swojego wydawcy  Phillippe’a Sollersa i licznych pań z komitetu organizacyjnego,  będąc na lekkim rauszu, zaczął się odgrażać, że wyda najbardziej smakowite listy erotyczne Simone de Beauvoir – do siebie i złośliwie oznajmiał wydawcy, że dopiero się zastanawia, KOMU da te listy powierzy do  wydania. Żona siedziała upokorzona, wydawca był zniesmaczony a obecne panie feministki, wstrząśnięte. 

Czyli nasz twórca starzeje się kiepsko.  I starzy wrogowie mogą z przyjemnością poczytać niepochlebne recenzje „Patagonian Hare.  A memoire by Claude Lanzmann” wydanej w języku angielskim w 2012 r. – na przykład w bardzo opiniotwórczym The London Rewiev of Books  z 5 kwietnia 2012 r.  autorstwa Adama Schatza   „Nothing he hasn’t done, nowhere he hasn’t been” czy  wtórującego mu  w The Nation – Davida Rieffa w artykule „A Vast Choir of Voices :On Claude Lanzmann”z 13 czerwca 2012 r.

Anglosascy recenzenci zwracają uwagę na „religijny odbiór” tych pamiętników we Francji,ale sami prezentują  bardzo duży dystans. Głównie chodzi o rozrośnięte ego i natrętne przechwałki  na temat samego siebie. Oraz delikatnie podpowiadają, czego Lanzmann NIE wspomina.

Tak więc, jak pisze Adam Schatz: “…He was, he tells us, a courageous fighter in the Maquis, as well as a fearless skier, a daring mountaineer, a natural-born pilot, an author of ‘visionary’ journalism, an athlete in the sack (no compliment is too small to mention, even the praises of a prostitute he visited in his teens). He has triumphed as a writer and filmmaker by virtue of a talent for ‘entering into the reasons and the madness, the lies and the silences of those I wished to portray…”,

( On  był, jak nam mówi, bohaterskim bojownikiem w Maquis, podobnie jak nieustraszonym narciarze, śmiałym góralem,  urodzony by być pilotem, autor „wizjonerskiego dziennikarstwa” , atleta w łóżku (żaden komplement nie jest za mały aby go wspomnieć, nawet pochwały prostytutki, którą odwiedził jako nastolatek). Triumfował jako pisarz i twórca filmów dzięki cnocie talentu do wchodzenia w przyczyny i szaleństwo, kłamstwa i milczenie tych, których chciałem sportretować).

Jak zarzuca mu Adam Schatz, wymienia on wiele nazwisk ze środowiska kultowego czasopisma Les Temps Modernes, stworzonego w 1945 r. przez wydawnictwo Gallimard i ekipę złożoną z Sartrea (dyrektor), Raymonda Arona, Maurice Merleau –Ponty,  Jeana Poulhan,Michela Leirisa, Alberta Oliviera i Simone de Beauvoir – ale nigdy nie pisze O CZYM Z NIMI DYSKUTOWAŁ, kiedy już się załapał do ekipy w 1952 r.  To były zresztą w Paryżu czasy „wysypu” wielu wielkich osobowości, jak Camus (najmłodszy laureat Nagrody Nobla), Andre Marlaux  czy znacznie młodsza od niego  Françoise Sagan.

 Lanzmann trafił do  „literatury” głównie dlatego, że drugi mąż matki Paulette,  ów „poeta surrealistyczny” był jak najbardziej komunistą i kolegował się z Andre Bretonem, który wtedy „wszystko mógł” . Oraz miał pieniądza a matka mogła prowadzić salon otwarty.

Bo początki Lanzmann miał skromne.  Mimo tego, że w Clermond Ferrand a konkretnie w  miasteczku Briure w strefie Vichy miał tuż po maturze w 1943 r. wstąpić do Młodzieżówki Komunistycznej jak również do partyzantki, w której zajmował się m.in. przenoszeniem broni i otrzymywanej od Partii (Komunistycznej). Broń miał składować na dworcu kolejowym a po nocach ćwiczyć strzelanie w piwnicach miejscowej szkoły.  Miasteczko Briure, gdzie miała miejsce ta bohaterska działalność  jest trochę podobne do Zakopanego: w dolinie rzeczki, gęsta zabudowa. No więc wyobrażam sobie te „nocne strzelania w piwnicy”, których nie mogli usłyszeć sąsiedzi oraz miejscowe posterunki policji Wehrmachtu a nawet Gestapo. Bo Claude był również złapany ale uciekł.  Niedaleko miał być oddział jego ojca Armanda Lanzmanna, który podobno podpadł Partii a Claude otrzymał ofertę aby „przeniknął do oddziału i  zamordował ojca”.   Nie mówiąc o udziale w bitwie partyzanckiej o Mont Mouchet, w której „walczyli wszyscy partyzanci”.

No więc kiedy wojna minęła, bohaterski partyzant Claude nie miał nawet zdjęcia z kolegami partyzantami  ale miał medal  i pojechał do Paryża do matki, z pochodzenia Żydówki spod Kiszyniowa,  która całą okupację mieszkała w Paryżu i wcale się nie ukrywała, tylko z dużą paczką pieniędzy prowadziła Claude’a do sklepu, żeby mu kupić dobre buty i ubranie.  

Studiował filozofię na Sorbonie i w 1947 r. wyjechał do Tybingi aby tam poczytać  Leibnitza  i spotkał tam wspaniałą niemiecką panienkę Wendi   Von Neurath, bratanicę samego  Konstantina  Von Neuratha  dyplomaty III Rzeszy  i Reichsprotektora Czech i Moraw w latach 1939-1943,właśnie skazanego w Norymberdze za zbrodnie wojenne. I on na zaproszenie panienki odwiedza posiadłość, a tam kolejna kuzynka pani Von Staden pokazuje mu grób w parku z napisem Radom 1945 i imię i nazwisko jakiegoś Żyda.  I bardzo wzruszyła go troska tych sympatycznych niemieckich pań o grób żydowskiego więźnia pobliskiego obozu koncentracyjnego. Bo tam po sąsiedzku był obóz koncentracyjny i pod koniec wojny złe SS miało trochę tych więźniów przygnać z nieznanych powodów do posiadłości a oni się mieli rzucić do koryt z jedzeniem dla świń i nawet tego co było na ziemi. No a ci źli SS-mani  bili ich pałkami. I serce pani Von Staden po prostu pękło ale co mogła zrobić.  Realizm tych wynurzeń jest porażający.  I empatia Claude’a oraz jego ufność a może literacka wyobraźnia. No ale. Warto przy tym wspomnieć, że jeszcze  w 1945 r. podpisał z kolegami absolwentami Liceum Luis Le Grand  list protestacyjny przeciwko ułaskawieniu Roberta Brasiliacha (skazany na karę śmierci za pronazistowską propagandę, był w międzynarodowej delegacji na zaproszenie władz niemieckich w Katyniu). On też był absolwentem tego Liceum.

Co ciekawe, Lanzmann oficjalnie jeszcze w 1987 r. kwestionował sowieckie sprawstwo masakry polskich oficerów w Katyniu, przez co miał nieprzyjemne dyskusje z późniejszym współautorem „Czarnej Księgi Komunizmu”

Potem dostał etat na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim, ale go wylali, kiedy napisał po pobycie w Izraelu jakieś artykuły do Berliner Zeitung o tym, że ta denazyfikacja to jakaś słaba jest. I wrócił do Paryża, do swoich kumpli ze studiów: Michela Tourniera i Gillesa Deleuze,którzy byli zdolni, lewicowi i już zaczęli całkiem niezłe kariery. A Claude załapywał się na artykuły do różnych paryskich gazet typu Elle,  mało filozoficznych.  W końcu miał pojechać do NRD ale nie dali mu wizy. I oczywiście  NRD źle trafiło, bo Claude z partyzantki przeniknął nielegalnie do DDR i nawet , jak wspomina, miał spać tam w parkach na ławkach, też nielegalnie.  Nie wspomina natomiast jak stamtąd wyjechał. Chociaż z drugiej strony, pojechać metrem z Berlina Zachodniego do Wschodniego i wrócić, to umiał nawet Józef Światło. Z tym, że on akurat tylko w jedną stronę.

Kiedy wrócił do Paryża, postarał się o znajomość z Simone de Beauvoir, która miała zacząć się od pójścia do kina a następnie do jej mieszkania. Gdzie miał zostać na 7 lat jako „szósty mąż”. Po m.in. Arturze Koestlerze, Jacques-Laurencie  Bost, Rene Maheu (później szef UNESCO) i pisarzu amerykańskim  Nelsonie Algrenie.
Z Lanzmannem Nelsona Algrena łączyła nie tylko Simone de Beauvoir i jej wątpliwe już wdzięki  ale przede wszystkim żywa niechęć do Polaków. Nelson Algren był autorem czarnych kryminałów, mieszkał przez lata w Chigago w dzielnicach polskich a nawet raz ożenił się z Polką Amandą Kontowicz.  Ur. w 1909 r. syn Szweda, który przeszedł na judaizm i niemieckiej Żydówki .  Sartre z Simone de Beauvoir  spędzili  jakiś czas w jego domku , kiedy podróżowali po USA i razem z nim odbyli podróż po Ameryce Południowej. Ona została jego kochanką za wiedzą Sartre’a. Wszystko skończyło się dość nieprzyjemnie i w efekcie  Algren miał swoich słynnych europejskich gości podsumować w artykule dla Playboy’a  dość szokująco: że „ wykorzystywali ludzi bardziej niż prostytutka i jej alfons”.

No i jeszcze wątek polski. W swoich książkach o marginesie społecznym Chicago często umieszczał Polaków, jako dość  nieprzyjemne figury. Ale prawdziwy „sukces” udało mu się osiągnąć ksiażką „Never Come Morning” , w której zgromadził maksymalną ilość negatywnych stereotypów na temat Polaków. A było to tuż PO II WW , kiedy jeszcze wszyscy wiedzieli, że Polacy zostali napadnięci, że walczyli i że należeli do największych ofiar tej wojny. Wtedy to oficjalnie Polonia Amerykańska, w tym organizacje :Polish Roman Catholic Union of America i Polish American Council – zaprotestowały publicznie, twierdząc, iż książka może być wynikiem antypolskiego spisku. Algren był pod nadzorem FBI albowiem był bardzo blisko ludzi z Komunistycznej Partii USA a oficjalnie był wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Ratujmy Ethel i Juliusa Rosenbergów.

No więc Claude załapał się do łóżka Simone de Beauvoir i do ekipy Les Temps Modernes i świat stanął  otworem: publikował w najbardziej wpływowym piśmie literackim i politycznym Francji, obiadował z laureatami Nobla i Naserem oraz Fidelem,  jeździł po świecie, został świadkiem na ślubie Michela Piccoli i Juliet Greco, robił wywiady z Belmondo, miał w imieniu de Gaulle’a jeździć  do Mao. Tyle, że wszystko miało swoją cenę, jak to określił bystry Algren . W 1953 r. Sartre zażyczył sobie, aby Lanzmann „zapoznał go”  z młodą obiecującą i ładną aktorką Evelyne Rey, prywatnie Evelyne Lanzmann, młodszą siostrą Claude’a. 

No i Claude go „zapoznał”. Młoda ambitna aktorka została jego „tajną kochanką” bo w tym czasie „jawną kochanką” była żona Borisa Viana, Michelle. W przypadku małżeństwa Vian skończyło się rozwodem. W przypadku Evelyne, wówczas lat 23  (Sartre „tylko” 48) skończyło się znacznie gorzej.  Wcześniej miała bardzo krótko być żoną  Serge’a Revzani.  On jednak poznał w 1950 r. niejaką Danielle z wyższych sfer politycznych i ją rzucił.  Potem wiązał się z nią i odchodził  koleżka Lanzmanna filozof  z Sorbony Gilles Deleuze. I do tego „dodała sobie” – tajny romans z Sartrem.  Gilles Deleuze ożenił się z młodą  tłumaczką i miał z nią troje dzieci.  A ona popełniła samobójstwo w wieku 36 lat. .  

Tymczasem romans z Simone de Beauvoir skończył się w 1959 r. podobno z jego inicjatywy i chociaż pozostawał w ekipie Les Temps Modernes, to po 7 latach nie miał na koncie poważnej książki czy pracy naukowej.  Inni mieli a on nie.

                No i „przeszedł do filmu”. Z tym, że w Izraelu. Nakręcił  film propagandowy na 25-lecie państwa Izrael pt. Pourquoi Israel (Izrael, Why) , który miał premierę w 1973 r. W roku 1973 r. miała też miejsce wojna Yom Kippur.
W książce Brada Pragera „After the Fact The Holocaust in Twenty First Documentary Film” na stronie 10 jest powiedziane, że pracę nad filmem „Shoah” Claude Lanzmann miał rozpocząć w 1973 r. bowiem „otrzymał propozycję takiego projektu od Dyrektora Generalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Izraela generała Aloupha Halperna”. 

Tak się składa, że po 1968 r. z PRL wyjechało sporo rozeźlonych stalinowców a wśród niezadowolonych bojowników roku 1968 w kraju pozostał stypendysta i gość pana Sartre’a – niejaki Adam Michnik.  No a Claude nie miał na horyzoncie ciekawych pomysłów, więc  13 sierpnia 1974 r. zarejestrował  na siebie  firmę produkcji filmów pod nazwą  Les Films Aleph S.A.R.L.  na ulicy Turbigo 5 w Paryżu pod numerem 308393750  i zabrał się do roboty zleconej przez  generała Halperna.

Pracował lat 12 z przerwami, bo jednak w 1980 r. zmarł Sartre i Claude musiał bardziej przypilnować swojej pozycji w Les Temps Modernes i przy Simone, która robiła się coraz starsza i coraz bogatsza.

Nie wiadomo, kiedy Claude Lanzmann zabrał się za tzw. „część polską”. W tej sprawie jest dość dyskretny co do dat. Natomiast ciekawe jest to, że kiedy już przyjechał to przywitała go tłumaczka z najwyższej półki: trzecia córka byłego I Sekretarza PZPR Edwarda Ochaba, przed wojną członka KPP, żołnierza Armii Czerwonej i co najciekawsze, w styczniu 1944 r. powołanego do tajnego Centralnego Biura Komunistów Polskich (CBKP) w zespole oficerów politycznych. To on przygotowywał siedzibę PKWN w Lublinie. Niezależnie od funkcji pełnionych w PRL był człowiekiem radzieckim. Ożeniony z Rachelą Siblinger, o której nie wiadomo zupełnie NIC. Poza tym, że miała z Ochabem 4 córki. Maryna Ochab miała wejść do zawodu w 1976 r. zatem wątek polski pojawił się w procesie produkcji filmu dość późno.

A tu tymczasem dochodzi do nieprzewidzianych wydarzeń, które w sposób radykalny poprawiają  notowania Polaków na świecie po latach szkalowania: w październiku 1978 r. Karol Wojtyła kardynał z PRL zostaje wybrany na Papieża Kościoła Rzymsko-Katolickiego a w 1979 r. przyjeżdża do Polski, gdzie witają go miliony sympatycznych ludzi. Schludnych, miłych, uśmiechniętych, MŁÓDYCH. Oni klękają, żegnają się, płaczą, śpiewają, rzucają kwiaty.  Papież już po pielgrzymce do Meksyku w styczniu 1979 r. jest super-star a po pielgrzymce w Polsce – jest gigantem. A Polacy są OK.

A komuniści i lewactwo całego świata – całe w nerwach. Tak więc kiedy „generał” ogłosił stan wojenny to socjaldemokracja niemiecka ogłosiła, że rozumie i się cieszy a Claudowi przydzielili tłumaczkę w najwyższej, zaufanej półki.

Claude miał przy okazji promocji książki Le Lievre de Patagonie” powiedzieć, że w Polsce za tłumaczkę przydzielono mu miłą młodą tłumaczkę i kiedy on ją spytał o Holocaust, to miała powiedzieć, że nie wie nic na ten temat. To spotkanie z czytelnikami było w Bordeaux.  

Kiedy „Shoah”  zostało pokazane po raz pierwszy w 1985 r.  najważniejsza recenzentka filmowa Ameryki tamtych czasów Pauline Kael, zjechała film w krótkich żołnierskich słowach: „Shoah” to jeden długi jęk: zawsze byliśmy prześladowani i zawsze będziemy prześladowani”. Pauline Kael została przywołana do porządku przez New York Timesa.

 

Wiadomo, jaki potworny efekt dla polskiego wizerunku przyniósł był ten film. Reżyser tłumaczy, że „o Polsce jest stosunkowo mało”. Ale film jest reklamowany przez plakat, na którym z okna parowej lokomotywy wychyla się stary człowiek w jakichś cywilnych sortach jako słynny „polski maszynista do Treblinki”.
Wszystko na tym plakacie jest kłamstwem, tak jak później na zdjęciu do książki Grossa „Złote żniwa”: sama lokomotywa, pejzaż otaczający rzekomo linię kolejową do Treblinki a co najważniejsze, rzekomy „prawdziwy polski maszynista”. Do filmu udzielał wywiadu niejaki Henryk Gawkowski, który w czasie wojny pracował w pociągach do Treblinki ale jako tzw. pomocnik maszynisty, którego wyłączną pracą, bardzo ciężką zresztą, było sypanie węgla do paleniska. W lokomotywie byli dwaj maszyniści – Niemcy. On nie miał nic wspólnego z żadnymi dokumentami transportowymi czy wpływem na cokolwiek. A taką pracę mógł zamienić na np. roboty przymusowe w Niemczech. Ani ten kaszkiet na plakacie, ani ta marynarka czy koszula nie miały nic wspólnego z uniformem kolejarza na niemieckich liniach kolejowych w Generalnym Gubernatorstwie. 
A kto nie jest rzetelny w rzeczach małych, nie będzie i w dużych.
Obecni krytycy filmu „Shoah’ z okazji publikacji wspomnień Lanzmanna,  w tym Adam Schatz w recenzji książki stawiają poważne zarzuty autorowi filmu. Np.taki, że:”…Jest mniej jasne co antysemityzm miałby wyjaśniać w kwestii Holocaustu. Polscy wieśniacy w „Shoah” – którzy byli postrzegani przez Niemców jako coś niewiele lepszego od zwierząt, nie byliby zdolni do zorganizowania czegokolwiek poza „pijanym pogromem”: zindustrializowane mordowanie było nie tylko poza ich wyobraźnią ale i poza kompetencjami. Jednakże Lanzmann  utrzymuje że naziści założyli w  Polsce obozy ,ponieważ mogli oni liczyć na współudział Polaków. Zarzut, którego żaden historyk nie uznaje (..) „Nie byłoby możliwe mieć obozy śmierci we Francji”- mówi on. „Francuscy chłopi nigdy nie braliby udziału w czymś takim”(…) W rzeczywistości francuscy chłopi kopaliby w toaletach w poszukiwaniu złota; rząd francuski ze swej własnej inicjatywy wprowadził antyżydowskie przepisy bardziej surowe niż norymberskie i nadzorował wywózki żydowskich dzieci…”.

Tak więc kiedy nasila się merytoryczna krytyka (np.brak analizy socjalizmu darwinistycznego jako elementu nazistowskiego antysemityzmu) ze strony poważnych środowisk w stosunku do „dzieła” niemiecki ZDF zainwestował małe pieniądze, aby kanadyjski nieznany dziennikarz pozwolił Lanzmannowi powtarzać po raz kolejny te same kłamstwa na temat Polaków i zdejmować z Niemców winę. Kiedyś Lanzmann lansował się „na Simone de Beauvoir” a w ostatnich latach „na złych Polakach i niezłych Niemcach”.  I znowu będzie Oscar. Tym razem dokumentalny. I znowu ekipa z ZDF będzie karnie podskakiwać z radości, że nie ominął dobrych Niemców zasłużony sukces.

http://www.indiewire.com/article/attention-documentary-filmmakers-6-lessons-from-the-making-of-shoah-20150727

https://en.wikipedia.org/wiki/Claude_Lanzmann:_Spectres_of_the_Shoah

http://www.independent.co.uk/news/world/europe/still-the-second-sex-simone-de-beauvoir-centenary-769122.html

http://www.lrb.co.uk/v34/n07/adam-shatz/nothing-he-hasnt-done-nowhere-he-hasnt-been

http://www.thenation.com/article/vast-choir-voices-claude-lanzmann/

http://www.independent.co.uk/news/world/europe/still-the-second-sex-simone-de-beauvoir-centenary-769122.html

https://en.wikipedia.org/wiki/Nelson_Algren

 

Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura