pink panther pink panther
5935
BLOG

Nowy Rok: Soros, tarot w Newsweek i Dӧner Berlin Kebap

pink panther pink panther Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
Nowy Rok 2017 nadszedł w mediach wraz ośmioma kartami tarota na okładce znanego w skali globalnej tygodnika The Economist i  z lamentem, sorry, esejem  George’a Sorosa pt. „Open Society needs defending”  na jego blogu. Rzecz jest o zbliżającym się upadku demokracji jako takiej i zbliżającej się dyktaturze w USA. Wielki filantrop  i mega cinkciarz napisał m.in. do następuje: „…Democracy is now in crisis. Even the US, the world’s leading democracy, elected a con artist and would-be dictator as its president…”. Czyli: “Demokracja jest dziś w kryzysie. Nawet w USA wiodąca demokracja świata wybrała naciągacza i kandydata na dyktatora.”
Za to :”…Społeczeństwa otwarte są w kryzysie a różne formy społeczeństw zamkniętych- od faszystowskich dyktatur do państw mafijnych- są w trakcie wzrostu..”.('Open societies are in crisis, and various forms of closed societies – from fascist dictatorships to mafia states – are on the rise.).

To są wielkie stwierdzenia wielkiego człowieka ale cały efekt został popsuty przez przekłamanie w życiorysie. George Soros na początku notki napisał skrót swojej biografii a tam info, że „…W 1947 uciekłem z Węgier , wtedy pod komunistyczną dyktaturą”. Tymczasem młody George udał się w 1947 zupełnie legalnie z tatką Tivadarem Schwarzem, pracownikiem ministerstwa rolnictwa „dyktatury komunistycznej” albo też przedstawicielem USA w ambasadzie szwajcarskiej – na legalnych papierach na Światowy Zjazd Esperantystów. A potem znowu legalnie udał się do Londynu aby rozpocząć studia wyższe. W tym czasie tatko Tivadar objeżdżał kamienice należące przed wojną do teściowej: w Wiedniu  i  Berlinie. No ale to są detale, a media delektowały się przez cały weekend noworoczny zwrotami „con artist” (naciągacz) i „would-be dictator” w odniesieniu do prezydenta elekta USA Donalda Trumpa.  Czyli do elitarnego towarzystwa Victora Orbana i Jarosława Kaczyńskiego – dołączył pan Donald Trump „jeszcze-nie-prezydent”.

Do nas jakoś te rewelacje nie dotarły, a w formie szczątkowej dotarły sygnały o aktywności innego „wielkiego starca polityki USA” Henry Heinza Kissingera lat 93, nazywanego pieszczotliwie przez znaczną część Amerykanów, głównie lewaków: „zbrodniarzem wojennym”.
Otóż stary ale jary pan Henry udzielił   w listopadzie 2016 r.  magazynowi The Atlantic a konkretnie panu Jeffrey’owi Goldbergowi wywiadu, który został opublikowany w grudniu 2016.
Otóż pan Henry Kissinger, zasadniczo republikanin  a w ostatniej kampanii wymieniony jako „przyjaciel Hillary Clinton” po uzyskaniu pewności, że Donald Trump zostanie kolejnym prezydentem USA z ramienia republikanów, pospieszył z wywiadem pod tytułem „Lekcje Henry’ego Kissingera”. W wywiadzie tym jego pierwszym zdaniem było, że „byłem przekonany, że wygra Hillary Clinton” ale już trzecia odpowiedź jest znamienna.
Pytanie brzmiało: „…Czy czuje się pan lepiej myśląc o kompetencji i powadze Trumpa..?” .Odpowiedź nie pozostawiała wątpliwości :”Powinniśmy zaprzestać debatowania o tej kwestii. To jest prezydent –elekt. Musimy dać mu szansę na rozwinięcie jego filozofii..”.

W tym momencie przypomnieli mi się lokalni obrońcy „interesu Ojczyzny” czyli Rychu Petru, Mateusz Kijowski , Schetyna i ta gwiazda, co dostała 10 tysięcy dolców imienia Simonki de Beauvoir, co to jako nauczycielka w liceum żeńskim stręczyła kochankowi nieletnie uczennice z dobrych domów aż skończyło się procesem i zakazem uprawiania zawodu. A, sorry, to feministka była.
Wracając do Henry Kissingera, faceta kreującego politykę zagraniczną za czasów Nixona i Forda, to w maju 2016 r. demokratyczna  administracja prezydenta Obamy a konkretnie Pentagon – uhonorowały „starego zbrodniarza wojennego” , jak nazywają go starzy hippisi.

W lutym 2016 r. kandydaci na kandydatów Bernie Sanders i Hillary Clinton publicznie się o niego pokłócili. W komentarzu do debaty publicznej Bernie Sanders powiedział później:”… Ona mówiła w swojej książce i w tej ostatniej debacie, że otrzymała aprobatę, wsparcie i porady Henry;ego Kissingera. Muszę powiedzieć, że uważam to za absolutnie niesamowite, albowiem zawsze wierzyłem, że Henry Kissinger był w historii Stanów Zjednoczonych jednym z najbardziej destrukcyjnych sekretarzy stanu..”.
Nie będziemy się wypowiadać, czy był destrukcyjny, ale że był i jest gorliwy to widać. Szczegółnie na linii Waszyngton – Pekin i Waszyngton – Moskwa. Podobno w ostatnich latach był, poza Stevenem Seagalem,  i panem Rexem Tillersonem z Exxon Mobil, najczęściej odwiedzającym Władymira Władymirowicza – znanym Amerykaninem. Nie licząc prezesa Tillersona. No i 2 grudnia 2016 r. Henry lat 93 wsiadł do samolotu, poleciał szybko do Pekinu, zrobił sobie zdjęcie z prezydentem Xi, a już 6 grudnia dreptał do windy w Trump Tower. I nie pojechał jako „wysłannik Trumpa” tylko jako jeden z liderów jakiegoś „Towarzystwa Przyjaźni Amerykańsko- Chińskiej” założonego wieki temu jeszcze przez Rockefellera.

Tak więc opowieści gazety  niemieckiej Bildt o „mianowaniu Kissingera na doradcę Trumpa” , powtarzanej uporczywie nad Wisłą mogą być tego samego gatunku, co opowieści Bildta o godzinie śmierci śp. Łukasza Urbana. Jak podał dziennik brytyjski The Independent z 27 grudnia 2016 r. w artykule pt.: „Henry Kissinger has „advised Donald Trump to akcept” Crimea as part od Russia” ( Henry Kissinger „doradził Donaldowi Trumpowi aby ten zaakceptował” Krym jako część Rosji), to właśnie tabloid Der Bildt miał produkować takie przemyślenia w artykule pt.:” Kissinger to prevent new Cold War”. ( Kissinger zapobiega Zimnej Wojnie) a w tym w szczególności koncepcję, aby USA uznały Krym jako część Rosji a w zamian wynegocjowały wycofanie  jej „sił militarnych” ze  zrewoltowanych wschodnich terytoriów.

Oczywiście pozostaje złośliwe pytanie, kto jest bardziej wiarygodny jako wróżka: stary Henry twierdzący w wywiadzie opublikowanym w The Atlantic w listopadzie 2016 r. , że Rosja najedzie Łotwę w 2017 r.  czy Der Bildt twierdzący, że Henry łagodzi obyczaje na linii USA –Rosja, oddając jak pan Zagłoba posłowi szwedzkiemu „ukraińskie Niderlandy” – Putinowi. Różnica niewielka jest taka, że istotnie Krym jest w rękach Rosji a pan Henry już niejednego sojusznika USA – skopał ze schodów, że wspomnę Tajwan czy Wietnam Południowy. No ale.

Oczywiście o tych sprawach nie dowiem się od wielkich polskich przywódców politycznych, czy to rządzących, czy z „totalnej opozycji”. Sama myśl, że Mateusz Kijowski może merytorycznie dyskutować na wizji TVN24 z Rychu Petru o koncepcjach Henry Kissingera i ostatnich gestach pożegnalnych prezydenta Obamy – może człowieka przyprawić o ostry atak śmiechu.

U nas są politycy  mający elementarne problemy z  nędznymi fakturami za 90 tysięcy PLN.  I media, które w kwadrans po zabójstwie w Noc Sylwestrową w Ełku 21-letniego zabawowicza zadźganego przez trzech panów „uchodźców” – dały radę odkryć, że Ofiara była „drobnym kryminalistą”, „złodziejem”, „chuliganem” a „rasiści z Ełku rzucali kamieniami w Policję”.  Kiedy pomyślę, ile lat trwa „dziennikarskie śledztwo” w sprawie Smoleńska a ile miesięcy w sprawie okoliczności zabójstwa niejakiej Ewy Tylman, to łza się w oku kręci, że na sylwestrowym kacu dali światu takie bezcenne wiadomości o „okolicznościach sprawy”.

Piszę o tym, bo ta postawa mediów wobec Ofiary sylwestrowej z Ełku w sposób rażący kłóci się z postawą wobec np. czynu Romana Polańskiego albo jakiejś „mamy Madzi”. Czy to wywodzi się ze słynnej szkoły historyczno – informacyjnej burmistrza Biedronia, który „wykrył spalenie czarownicy przez katolików”, którzy okazali się –protestantami?

Ta tragedia w Ełku i medialne kontredanse wokół sprawy oraz ciężka robota medialna gazowni i niejakiego gmurrka wokół „Sylwestra w Cafe Foksal” przywiodła mi przed oczy „dzisiejsze czasy’, kiedy to większość młodych ludzi nie stać zwyczajnie na zabawę sylwestrową na salach tanecznych tylko na ulicy – pod rozgwieżdżonym niebem i tanimi chińskimi ogniami kupionymi na spółkę a beneficjenci III RP – wysiadują w eleganckich lokalach płacąc po kilkaset złotych albo i kilka tysięcy od łebka  i terroryzując przemęczone barmanki i kelnerów.

Gdyby nie działalność takich macherów dziadka Sorosa jak towarzysz Balcerowicz, to może w Ełku działałyby nadal zakłady przetwórcze wybudowane albo „za Niemca”, albo „za Gomułki” albo i „za Gierka”. Dzisiaj nie ma o nich wzmianki nawet u docenta wiki pod hasłem „Ełk” . Tymczasem jeden rozeźlony mieszkaniec umieścił w 2014 r. w Internecie „podsumowanie działalności Lewandowskiego &Balcerowicza” w Ełku w latach 90-tych i jest to po prostu straszne.
Balcerowicz  złamał żelazną zasadę umów – i zmienił poziom odsetek do kredytów wziętych przez państwowe firmy jeszcze w latach 90-tych. W efekcie w Ełku zaduszone zostały przez „odsetki Balcerowicza” takie firmy jak   Eksportowa Spółdzielnia Przetwórstwa Owoców i Warzyw „Frutex” oraz „padli” jej dostawcy (pobrany kredyt – 8 mld starych złotych, w dniu upadłości w 1992 r. – zadłużenie z odsetkami – 138 mld, szacowany majątek – 76 mld, syndyk sprzedał za 22 mld.). Zatrudnienie -500 osób plus nieznana ilość „padniętych dostawców”.

Przetwórstwo lnu zlikwidowano przez „restrukturyzację” i wydzielenie z firmy produkcji lnu w Szczytnie – oddziału w Ełku i przekształcenie go w Przedsiębiorstwo Przemysłu Lniarskiego. Co ciekawe, nikt przed podjęciem decyzji – nie przeprowadził rachunku opłacalności. No i popłynęło kilkaset miejsc pracy plus plantatorzy lnu na 1500 ha.
Do tego dodajmy zlikwidowanie Centrali Rybnej w 1992 r., o której towar pytali ciecia w budce przez telefon starzy klienci jeszcze w roku 1994.
W 1992 r. padła chłodnia państwowa, która miała przechowywać „rezerwy państwowe”. Ale pod rządami Lewandowskiego i Balcerowicza „Polska nie miała żadnych rezerw”- przynajmniej w chłodni i mimo wysiłków, aby znaleźć jakichś klientów na własną rękę, chłodnia padła w 1996 r. a wraz z nią rolnicy-dostawcy.
Do tego dodajmy zarządzanie związkowe pod hasłem „gdzie kucharek 6” i znamy losy zakładów futrzarskich (hodowla lisów) oraz Zakłady Mięsne w Ełku, zatrudniające pod koniec 1989 r. ok. 2000 pracowników. Byli „zagraniczni inwestorzy’ i był „obcy kapitał” – skończyło się na Chińczykach w 2013 r.   

O tych firmach nie przeczyta się u docenta wiki pod hasłem „Ełk”. Hasło „Gospodarka” to jest jeden akapit informujący o tym, że w Ełku znajduje się „podstrefa Suwalskiej Strefy Ekonomicznej” a w niej „…Reprezentowany jest kapitał polski, austriacki, szwajcarski, koreański i tajwański.”. Poza strefą działają zakłady mięsne założone w 1907 r.  Ale za to w 2012 r. „otwarta został Park Naukowo –Technologiczny”. Jak się tu nie cieszyć. Prezydent od trzech kadencji odnawia miasto, może nadejdzie ta cała Via Baltica no i przecież Ełk to centrum przemysłu turystycznego Mazur. Dwa jeziora, rzeczka, hotele, restauracje, kebaby.

 I w luksusowych samochodach przejeżdżają do  „swoich posiadłości” różne „gwiazdy filmu i telewizji”.  Jak choćby pan Krzysztof Daukszewicz, który w dawnych niesłusznych czasach był jakimś kaowcem w Szczytnie ale się szęśliwie w córce samego Kreczmara Jana i od razu tak mu się talent satyryczny wyostrzył, że został gwiazdą kabaretów, gwiazdą Szkła Kontaktowego TVN24 oraz unikalnym,  monopolistycznym użytkownikiem jeziora Kośno, obwołanym „najdroższym jeziorem dla rybaków”. Bo pan Daukszewicz, który ma potrzebę sarkastycznego wypowiadania się na temat tego ciemnego polskiego ludu, narzucił najwyższe stawki za pozwolenie na łowienie ryb.

Ta informacja o zachowaniu „właścicieli III RP” ma kluczowe znaczenie na tych terenach, bo Mazury to jednocześnie – kraina byłych PGR-ów i związanej z nimi wszechogarniającej biedy. To tam królowały „kredyty –chwilówki” oraz sklepiki obwoźne i „sprzedaż na zeszyt” a niejednokrotnie dzieci nie miały na bilet na dojazd do średniej szkoły. Teraz mają, bo zły PiS i demoniczna minister Rachwalska  uwaliła „przemysł kredytów krótkoterminowych na wysokie odsetki” – czyli mega-lichwę.
 
Podejrzewam, że Rodzice śp. Daniela raczej nie należą do wąskiej kasty „elit warszawsko-mazurskich” tylko to przytłaczającej większości tych, co musieli zmierzyć się ze zwolnieniami grupowymi, strachem o przyszłość i pogardą nowobogackich właścicieli „posiadłości na Mazurach’. A Chłopak zapewne w innych, niesłusznych warunkach, w wieku lat 21 miałby ukończoną jakąś średnią szkołę i od 3 lat pracowałby w jednym z zakładów przemysłowych Ełku albo w jakimś PGR. Miałby narzeczoną i śmiałe plany na przyszłość: listę mieszkaniową na nowy wiek, wyjazd na krótki gastarbeit aby kupić małego fiata i wesele.  Teraz nie będzie nic z tych planów, bo śp. Daniel i tysiące jego rówieśników już dawno przyzwyczaiły się, że dla nich są: śmieciówki, najniższe stawki, zero zabezpieczenia emerytalnego i załapanie się do roboty sezonowej, żeby mieć na używany samochód.   

Może gdyby zapisał się do „organizacji pozarządowej” albo do KOD , to nie wykrwawiłby się od ciosów noży gdzieś na placyku czy jakiejś ulicy w Ełku pod sylwestrowym niebem. Byłby „aktywistą w garniturze”, z szansą na ukończenie „politologii”, „europeistyki” albo innych równie konkretnych specjalności i miałby szansę, bo to był ładny chłopczyk, na zostanie „rzecznikiem prasowym sołtysa” czy innego „Mateusza Kijowskiego Szczytna” czy innego „Ełku”.
Podobno już gazownia, po porzuceniu „wątku Cafe Foksal” zajęła się tajemniczymi zeznaniami policjantek o „ochronie kebabów”. To jest największy fejk tego karnawału. Kebabów nie trzeba będzie „chronić”, bowiem jak podawała na żywo miejscowa telewizja w Ełku – miejscowa ludność będzie kebaby obchodzić szerokim łukiem.

A narodowiec Kowalski przytomnie przypomina i napomina, by się nie dać zwariować i nie popadać w zbiorową histerię, tylko sobie przypomnieć, że panowie Turcy  mieszkają z nami spokojnie od co najmniej lat 80-tych. Nie było z nimi żadnych kłopotów. Przeciwnie. Od czasów towarzysza Gierka rozkwitał niezupełnie oficjalny lecz bardzo korzystny dla obu stron handel polsko-turecki i turecko-polski.  
Akurat dzisiaj Coryllus notką „Nussi ku…wa, Petru premier” przywołał liryczne wspomnienia z mojej jedynej wyprawy handlowej „do wrót Azji” a konkretnie do Salonik, przez Lwów, Bukareszt, tranzytem przez Bułgarię na Kulatę z postojem turystycznym w klasztorze bułgarskim. Powrót przez Jugosławię, Węgry, Czechosłowację i legendarne przejście graniczne w Barwinku. Na kempingu w Salonikach siedziało od maja do października pół biura projektowego z jednego miasta wojewódzkiego i tylko wozili: z Grecji nielegalnie błamy karakułowe z jednego takiego miasteczka a w drugą stronę – z Turcji, też nielegalnie, bawełnę na kilogramy. W wolnych chwilach odpoczywali przed namiotami –willa i pływali w lokalnym morzu. 

W Rumunii ja i moi kumple nie spotkaliśmy nikogo w typie pana Nussi. Handel obejmował: kawę w opakowaniach kilogramowych i pakiety z papierosami – kupowane w polskich Pewexach, więc legalnie oraz wszelkie tanie kosmetyki i lekarstwa oraz kakao z ZSRR, kupione w sklepie sowchozowym za nadliczbowe ruble zarobione we Lwowie. Ze sprzedaży „dżynsów”, „adisasów” oraz wszelkiego rodzaju bielizny damskiej w rozmiarach XXXXL. W Grecji szły kryształy z Polski (szmuglowane), krem dr Aslan dla pań z Rumunii, wagi łazienkowe, ciuchy oraz sprzęt sportowy typu namioty (też szmuglowane).
 
Co to była za rozrywka i sport. Jedna koleżanka z Warszawy, która rozbiła namiot obok nas jeździła starą Warszawą a na tylnym siedzeniu woziła plecak z kartoflami, które zawsze fascynowały greckich celników, więc nie szukali przemyślnie ukrytych siedmiu wielkich kryształów, które szły pewnie po 100 dolarów od sztuki.
Wracając do biznesu kebabowego i jego przyszłości. Te biznesy spokojnie sobie egzystują jako sieciówki Sfinx czy inna Kleopatra albo jakieś indywidualne przedsięwzięcia, bez podtekstów , legalnie zarejestrowane w KRS.

Natomiast ciekawą inicjatywą wydaje się być nowa tajemnicza sieć pod jakże znamienną nazwą: Berlin Döner Kebap. Jest to sieć posiadająca 28 lokali, zlokalizowanych w takich miejscowościach jak: Świnoujście, Międzyzdroje, Szczecin, Słupsk, Gdańsk, Rumia a idąc na południe: Gorzów Wielkopolski, Kalisz, Jelenia Góra. Czyli , jak widać, stare dobre Prusy. W niedługim czasie ma być nowa restauracja w galerii Sudety we Wrocławiu. No i jeszcze w Łodzi. W Generalnym Gubernatorstwie jest w Warszawie i Wołominie. Niebawem ma być tych Berlinów w Polsce – 40. Jest to o tyle ciekawe, że właściciele są tak nieśmiali, że nie podają kontaktu innego jak mejlowy –dla potencjalnych partnerów biznesowych w ramach franszyzy lub dla potencjalnych pracowników. 
Raczej nie wygląda to na biznes turecki, mimo, że kebeby to narodowe danie tureckie i w Niemczech twardo trzymane przez Turków, którzy podobno zarabiają na tym 3,5 mld USD lokali mają tysiące. Więc byłoby zrozumiałe, gdyby w nazwie był choćby jakiś „Istambuł”. Ale „Berlin Kebap” ?
Ciekawe, co na to pan minister Błaszczak.  
Tyle lat wymiany handlowo-gastronomiczno-turystycznej polsko-tureckiej, a tu nagle taka zadyma z nożami i ofiarą śmiertelną, wykreowaną niemal na „winnego zajścia” przez „organizacje pozarządowe”.  I te „dramaty uchodźców w Polsce”, co to się nie mogą „żenić w Białymstoku”, mimo, że „rodzice narzeczonej nie mają nic przeciwko”. A zła Policja Graniczna niszczy delikatne więzi miłości oznajmiając, że narzeczony był w Norwegii na lewych papierach a do Polski też się przeszmuglował.  Jak żyć.
A „Tarot w Newsweek”? Ano słynny tygodnik z filią w Polsce pana Lisa opublikował na Nowy Rok na okładce 8 zmutowanych kart tarota, które pracowicie tłumaczą na youtubie różne wróżki i wróżbici tutejsi. Bardzo rozwojowe wątki tam są, włącznie ze śmiałą tezą jednej wróżki, że to jest „sygnał masonów dla siebie, że już rządzą światem”.  Chciałoby się zapytać: a co na to Pan Bóg.


Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka